Kryminalistyka i medycyna sądowa to dziedziny pasjonujące, stale rozwijające się i korzystające z najnowszych technologii. Jak wyglądały jednak początki tych nauk? Przyjrzyjmy się historii Frances Glessner Lee.
Rozwiązywanie kryminalnych zagadek to pasja wielu osób – nie tylko profesjonalistów. Pomijam nawet ogromną popularność kryminałów i grupy dyskusyjne poświęcone rozmaitym nowościom literackim z tej dziedziny. Ludzie już dawno wyszli poza tak prozaiczne (ekhem) rozrywki i przeszli do poważniejszych zajęć. Podręczniki do kryminologii, kryminalistyki i medycyny sądowej osiągają straszliwe ceny w serwisach aukcyjnych, zamknięte fora pękają od upiornych zdjęć z prawdziwych miejsc zbrodni, a dostanie się do tego wyspecjalizowanego towarzystwa graniczy czasem z cudem.
Grupy fanów zagadek kryminalnych zrzeszają się też na facebookowych grupach, gdzie materiały wizualne traktuję się nieco bardziej po macoszemu – użytkownicy wymieniają się zatem rysunkami ukazującymi rozmaite kryminalne sceny. Na podstawie obrazków trzeba wysnuć teorię dotyczącą wcześniejszych wydarzeń, a do ulubionych należą zagadki typu “morderstwo czy samobójstwo”. Co ma to wspólnego z prawdziwymi metodami szkolenia detektywów? Sporo!

Mordercze domki dla lalek mają też wiele wspólnego z emancypacją – ich twórczynią była bowiem kobieta, co w tej dziedzinie w latach czterdziestych było raczej interesującym zjawiskiem niż normą. Kobiety zaczęły już pracować zawodowo, ale rzadko zajmowały się dziedzinami z założenia kojarzonymi z mężczyznami – a tak przecież kojarzy się trudna i nieapetyczna praca na miejscu zbrodni. Tu na scenę wkracza Frances Glessner Lee, matka chrzestna nauk kryminalistycznych, która stworzyła serię wyjątkowych domków dla lalek. Nie nadawały się jednak do dziecięcych zabaw – były to zdecydowanie zabawki dla dorosłych. Wnętrza domków skrywały bowiem tajemnicze zbrodnie, które przyszli detektywi starali się rozwiązać na podstawie umieszczonych przez konstruktorkę tych makiet wskazówek.
Frances Glessner Lee – matka wszystkich detektywów
Frances Glessner Lee urodziła się w 1878 roku i byłą córką bogatego przemysłowca z Chicago, zajętą w swoich młodzieńczych latach głownie bywaniem w towarzystwie i uprzejmym zabawianiem rozmową kolegów swojego brata. W ten właśnie sposób poznała George’a Burgessa Magratha – studiującego medycynę sądową na Uniwersytecie Harvarda. Wieczór pełen pasjonujących dyskusji zdecydował o dalszym życiu Frances, choć dziewczyna musiała czekać na swoją szansę… ponad dwadzieścia lat.
Nie oszukujmy się – do panienki z towarzystwa nie pasują flaki i krew, zatem gdy Frances wyraziła ochotę zajęcia się tą dziedziną, została skutecznie zniechęcona do prowadzenia otwartej działalności w tym zakresie. Plotka głosi, że proces zniechęcania obejmował takie słowa, jak „skandal”, „klasztor” i wydziedziczenie”. Frances postanowiła zatem być cierpliwa, choć w ramach prywatnych rozrywek prowadziła długie konwersacje z Magrathem i jego znajomymi ze studiów, a później także z chicagowskiej policji.

Kluczowy dla kariery Frances okazał się rok 1930. Tak, doskonale liczycie – miała wtedy 52 lata! Z trzymanej krótko córki stała się rozwódką i jedyną spadkobierczynią rodzinnej fortuny. Krótko mówiąc – mogła w końcu robić, co tylko zechciała i miała na to pieniądze. Do 1938 roku pracowała z Magrathem, który wtedy właśnie zmarł, pozostawiając jednak Frances z ugruntowaną w środowisku pozycją i swoją bogatą biblioteką. Jednak Frances już wcześniej zaczęła realizować pomysł, który przyniósł jej ogromną sławę.
Mordercze domki dla lalek
Frances Lee była jedną z tych osób, które wyprowadziły kryminalistykę na nowe tory i uczyniły z niej naukę popularną oraz wyciągnęły ją na czoło wszystkich aktualnie prowadzonych zajęć ze wszystkich nauk sądowych. Korzystając z wiedzy, zgromadzonej przez lata dysponowania własnym czasem w zaciszu biblioteki, prowadziła niezwykle popularne seminaria na temat dochodzeń w sprawach zabójstw. Na zajęcia z Frances zapisywali się i przyjeżdżali detektywi, prokuratorzy i lekarze medycyny sądowej z całego świata. To właśnie w ramach tych zajęć powstały „mordercze domki dla lalek”
Jednym z zadań, z którymi musieli mierzyć się uczestnicy zajęć, było zbadanie dwudziestu bardzo skomplikowanych makiet, odzwierciedlających prawdziwe miejsca zbrodni. Nie było to żadnym zabawnym urozmaiceniem, a bardzo poważnym Było przedsięwzięciem, stworzonym w ramach wydziału medycyny sądowej Uniwersytetu Harvarda (nazywanego czasem studiami niewyjaśnionych śmierci). Projekt nie mógłby powstać bez Frances, która była nie tylko jego pomysłodawczynią, ale także fundatorką i wykonawczynią. co nie jest bez znaczenia, jeśli weźmie się pod uwagę ówczesne koszty takich projektów.

Wszyscy uczestnicy seminarium byli uzbrajani w szkła powiększające i latarki. Tak przygotowani mieli półtorej godziny minut na zbadanie każdej ze makiet w poszukiwaniu materiału dowodowego. Podwójna sztuka – nie tylko znaleźć dowody, ale też nie przegapić ich mimo miniaturyzacji. Frances wiedziała, co robi.
Wszystkie sceny odtwarzała skrupulatnie na podstawie swoich wizyt na miejscach zbrodni, gdzie spędzała z policjantami długie godziny, sporządzając własne notatki i szczegółowe szkice. W kilku dioramach posłużyła się także własną wyobraźnią i wiedzą – nie wszystko, czego mogła nauczyć młodych detektywów i lekarzy miało zastosowanie w realnych sytuacjach, trzeba było komponować własne zbrodnie.
O słynnej kolekcji powstał nawet film dokumentalny „Of Dolls & Murder” – całość można obejrzeć w serwisie Amazon Video za cztery dolary.
Diabeł tkwi w szczegółach
Każdy element w domkach był przemyślany, nic nie znajdowało się tam przypadkiem. Sceny odzwierciedlały prawdziwe miejsca zbrodni lub wydarzenia ze scenariuszy zbrodni, które Frances wymyślała prawie na poczekaniu. Wszystko było wykonywane ręcznie i bardzo skrupulatnie – od mebli z plamami krwi, do miniaturowych oczek w miniaturowych pończochach na miniaturowych nogach. Szczególna wagę Frances przykładała do bardzo skrupulatnego odwzorowywania ran – w końcu jej ukochaną nauką była właśnie medycyna sądowa. To dzięki fortunie Frances wyprowadzono tę gałąź nauki z programu tradycyjnych studiów medycznych i utworzono z niej zupełnie nowy kierunek studiów na Harvardzie.
Nic by z tego pewnie nie wyszło, gdyby Frances nie była tak utalentowaną artystką. Potrafiła zadbać o wszystko: utrzymanie odpowiedniej kolorystyki, nadanie idealnej formy wszystkim elementom i spójny oraz konsekwentny scenariusz zbrodni.
Domki, znane jako kolekcja „Nutshell Studies of Unexplained Death”, wiernie służyły uczniom Frances do jej śmierci w 1962 roku. Później zostały przeniesione – wraz z częścią ufundowanego przez Lee wydziału medycyny sądowej – do Maryland Media Examiner’s Office w Baltimore, gdzie do dziś służą studentom. Jednak zdecydowano, że nadszedł czas, by obejrzała je większa publiczność.
Od 20 października całą fantastyczną kolekcję będzie można oglądać na wystawie zorganizowanej w Renwick Gallery of the Smithsonian American Art Museum, w Waszyngtonie.

My zaś możemy podziwiać ją już dziś w obszernej galerii zdjęć wykonanych przez Lorie Shaull. Pod każdym ze zdjęć można znaleźć szczegóły dotyczące przedstawionej w domku dla lalek zbrodni. Polecam!

Mieszka i pracuje w internecie, choć wolałaby w Arizonie.